- Czy ma pani takie… „coś”? – pytam ja sekretarkę… A chodzi taśmę do oklejenia paczki.
- Nie ma, może być za kilka dni, jak zamówimy.
- Jeszcze nie ma, przecież nikt nie pojedzie po samą taśmę, z kieszeni pani nie wyjmę.
W końcu jest nowiutka rolka

pakuję starannie 5 książek do tekturowego pudełka. Pudełek ci u nas dostatek. Zanoszę do sekretariatu… aha, nie ma kto iść na pocztę? - No to poproszę o jakieś drobne.
- Pieniądze??? I w gotówce jeszcze? Sekretarka odsyła mnie do dyrektora. Dyrektor do księgowej. Księgowa, owszem, zapłaci za nadanie przesyłki… przelewem z odroczonym terminem płatności… Na poczcie pani robi na mnie oczy.
Jednak sekretarka w końcu staje na wysokości zadania i wyciąga z szuflady kilka znaczków pocztowych o nieokreślonej wartości. Idę na pocztę z tymi znaczkami, ok. Niestety przesyłka minimalnie przekracza 2 kg, więc już nie mogę użyć znaczków, zdecydowanie potrzebna gotówka.
Sekretarka kombinuje, żeby zmniejszyć wagę paczki… ale w szkole nie ma koperty bąbelkowej, owszem, można nabyć takową… na przelew z odroczonym terminem płatności przy kolejnym zamówieniu materiałów biurowych. Dostaję w końcu używaną kopertę, w której coś do nas przyszło, trochę koślawa z tego przesyłka… czy aby na pewno książki dojdą w stanie nienaruszonym?
- Ryzykuję! - I w końcu mam w ręku dowód nadania. Uff…
Za dwa dni telefon z sekretariatu. Wchodzę i co widzę? Na biurku leży trochę sfatygowana… moja paczka.
?!
Omyłkowo dostarczona przez pocztę pod adres nadawcy
Gdyby tak Mrożek jeszcze żył…